W wierszach Barbary Gajewskiej widać świat, także ten za „ścianą śmietnika”, na który patrzymy na ogół niechętnie: rzeczywistość pełna bólu, odtrącenia i osamotnienia.
Są w tych wierszach przede wszystkim ludzie, o których zapominamy lub przyglądamy się im z wyższością. A oni są zdani na „odpadki naszego dobrobytu” i spojrzenia sąsiadów, którzy przynoszą hojnie „chleb i litość / a czasem pogardę lub obojętność”. Mają swoje własne „owoce morza”: „suchy chleb, nadpsute mięso, spleśniały ser”. Ale nie jest to poezja szlachetnego spojrzenia, które łatwo prowadzi ku obrazkom o interwencyjnym charakterze. W tych wierszach słowa mają swoją wysoką godność, brzmią twardo, bez sentymentalnej patyny. Są zarazem dalekie od brutalizmu i czułostkowości. Oddają sprawiedliwość nie tracąc nic z siły poetyckiego widzenia.
Barbara Gajewska umie patrzeć na świat przez okno własnego domu i przez obraz zawieszony w galerii. Czasami jest to płótno dobrze znane, jak Trumna chłopska Gierymskiego. Czytając jego opis mam wrażenie jakbym słuchał ścieżki dźwiękowej dołączonej do obrazu. Oszczędna jest to muzyka. I grana na wyjątkowych instrumentach. „Pies nie wyje, wyją bezradne ręce kobiety”, „kamienie pod stopami i drewniane bale starej chałupy”. Trzeba, jak Barbara Gajewska, mieć wyjątkowy słuch i dobre oko, aby to wszystko odmalować. Aby mogły w wierszu, podobnie jak na obrazie wybrzmieć cisza, żal i utrata: los człowieka, hiobowa samotność w cierpieniu.